Nie wiem, czy to kwestia regionu, tradycji, może indywidualnych cech każdej rodziny, ale są takie śluby i takie wesela, że czuję totalny przepływ, chemię i to coś. Czuję się jak w rodzinie, jak swój człowiek, jak nie w pracy. Tak właśnie było u Helenki i Marcina. Wszyscy uśmiechnięci, otwarci, z poczuciem humoru. Były łzy wzruszenia i te łzy, kiedy śmiejesz się tak mocno, że już nie możesz wytrzymać. Tak było! Atmosfera niedopodrobienia!! Podobno rodzina Helenki świętuje wspólnie każdą najmniejszą okazję. Było to widać! Oni wiedzą jak się bawić i jak świętować!
Do tego trzeba wspomnieć przygotowania w gabinecie stomatologicznym, szalony pierwszy taniec, występ niecodziennych „tancerek”, prezenty-niespodzianki i cudownego dziadka, który obtańcował wszystkie panie na parkiecie (pozując przy tym do zdjęć;)). Och… co to był za ślub!
Niebawem pokażę Wam też zdjęcia ze słoneczno-deszczowego pleneru Heli i Marcina. Piąteczka!
Zostaw Komentarz